Morowe, Mord’A’Stigmata, Thaw – 01.03.2014, Liverpool, Wrocław

logo3

Sobotni koncert był przedostatnim występem trasy „Bewitching The Polonia”, która zakończyła się następnego dnia w Katowicach. Zebrana przy tej okazji paka zrobiła na mnie duże wrażenie – wszystkie zespoły miały za sobą premiery naprawdę świetnych płyt. O „Thaw” mieliście już okazję poczytać (o tutaj), „Ansia” Mord’A’Stigmata doczeka się w niedługim czasie „Dokształtu”, a i o „S” Morowe na blogu pojawi się kilka słów. Pod względem stylistycznym – także dużo zbieżności, w końcu wszystkim trzem załogom przypina się łatkę „post” (aczkolwiek to akurat może niewiele znaczyć). Spodziewałem się prawdziwej bomby. Hm… Początkowo myślałem, że był to niewypał.

Jeśli chodzi o Thaw, to była to moja trzecia wizyta na koncercie sosnowiczan w ciągu ostatnich trzech miesięcy. W porównaniu do poprzednich gigów, nie zaskoczyli mnie niczym nowym, prezentując średnią pomiędzy świetnym występem przed Corrections House, a nieco gorszym przed Behemothem.

Po dość długiej przerwie na deskach wrocławskiego „Liverpoolu” stawiła się Mord’A’Stigmata. Muzycy zdecydowanie postawili na precyzję wykonania i mimo dość przeciętnego brzmienia założenie można uznać za spełnione. Zdecydowanie brakowało żywiołowości, trochę też chyba zaangażowania i w zasadzie zespół obronił się tylko świetnym materiałem. Trochę szkoda, bo nie powiem, liczyłem, że występ Mordy wgniecie mnie w glebę. A tak, jest lekki niedosyt, choć mimo to łapczywie chłonąłem dźwięki płynące ze sceny.

Gdy po raz pierwszy widziałem na żywo Morowe, podczas „Phoenix Rising Tour”, byłem pod olbrzymim wrażeniem zarówno żywiołowego wykonania, jak i specyficznego image’u. Teraz tej żywiołowości było chyba nieco mniej, aczkolwiek mimo to czuje się nieźle pozamiatany. Bardzo podoba mi się ruch sceniczny, cała ta opętana otoczka, dziwne tańce, coś a’la szatańskie voodoo… To robiło, robi i pewnie jeszcze będzie robić na mnie wrażenie. Biorąc pod uwagę, że Morowe atakowało także naprawdę dobrym materiałem z „S”, ten koncert nie mógł się nie udać. Biorąc pod uwagę mój nieco zaburzony odbiór rzeczywistości, jestem pewny tylko tego, że zagrali „Muchy” i „Tylko piekło, labirynty i diabły”, przy którym pod sceną zrobiło się chwilowo nieco żwiawiej. W każdym razie, choć chłopaki ledwo się pomieścili na scenie, zdecydowanie dali radę.

Bardzo za to rozczarowała mnie publiczność. Przede wszystkim – niezbyt liczna; mimo, że klub nie należy do największych, to było całkiem sporo luzu. Po drugie, większość zgromadzonych bardziej interesowały wycieczki po piwo i przepychanie się przez ludzi (w myśl złotej zasady – najbardziej uczęszczane ścieżki biegły przez największy ścisk) niż to, co się działo na scenie. Podczas koncertu Mord’A’Stigmata był nawet moment, kiedy bardziej było słychać rozmowy, niż muzykę… Z jednej strony można ich usprawiedliwić – było kurewsko gorąco i każdemu się chciało pić, z drugiej natomiast nie wiem, jaki jest sens plotkowania z kolegą kucem podczas koncertu, jak i tak chuja słychać i trzeba się drzeć. A to niestety był bardzo częsty widok.

No, pokręciłem nieco nosem, ale to i tak nie były to trzy dychy wyrzucone w błoto.

Emef

Ten wpis został opublikowany w kategorii Relacje i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Morowe, Mord’A’Stigmata, Thaw – 01.03.2014, Liverpool, Wrocław

  1. Pingback: Płyta tygodnia #5 | geometryofsound

Dodaj komentarz